piątek, 23 maja 2014

Rozdział 6 część 3

  *OCZAMI ELIZABETH*

-Jutro wylatujecie i chyba musiałbyś się zacząć pakować, prawda?-Zapytałam chłopaka.
-Jezu, zapomniałem.-Podszedł do szafy i wyciągnął z niej małą walizkę. Otworzył ją i zaczął pakować pakować do niej koszulki, spodnie i bieliznę, następnie poszedł do łazienki. Czekałam na Georgea, który po chwili wrócił ze spakowaną kosmetyczką.-Spiszesz mi co musiałbym wziąć?
-Jasne.-Chwyciłam kartkę i długopis.-Podyktujesz?
-Ok, to pisz: szczoteczka, szczotka, pasta do zębów, szampon, żel pod prysznic, krem, dezodorant, ładowarka, bluza, kurtka...to chyba wszystko, a ewentualnie dokupię coś na miejscu.
-To proszę, sprawdź czy wszystko masz.-Podałam mu listę.-Idę zobaczyć co u Josha.
-Ok.
Wyszłam z pomieszczenia, stanęłam pod drzwiami do pokoju brata, zapukałam, a następnie weszłam.
-Josh?
-Tu jestem!-Był nachylony i szukał czegoś pod łóżkiem.
-Pakujesz się?-Zadałam pytanie.
-Tak, tylko nie mogę dosięgnąć ładowarki. Wpadła pod łóżko. Mogłabyś ją sięgnąć?
-Już.-Weszłam pod łóżko i wyciągnęłam ową ładowarkę.
-Masz ją?
-Proszę.-Podałam przedmiot bratu.
-Dzięki.
-Nie ma za co.
-Nie będzie Ci się nudzić z Elyarem?
-Chyba nie.
-JJ bierze laptopa i możemy rozmawiać na skype.-Uśmiechnął się do mnie.
-O faktycznie. Zapomniałam.
-Powiesz Jaymiemu, żeby się spakował?
-Już idę.-Wyszłam z pomieszczenie i udałam się do pokoju Jaymiego. Kiedy już stałam pod drzwiami weszłam do pokoju bez pukania. Przyłapałam Jaymiego i Ollyego na nietypowej sytuacji. Oni się kochali, a ja tak po prostu weszłam im do pokoju.- Jezu! Przepraszam!
Szybko wyszłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami. Poszłam do swojego pokoju. Było mi tak głupio. Położyłam się na kanapie.
-Żyjesz?-Do pomieszczenia wszedł Jaymi.
-Dochodzę do siebie.-Powiedziałam pusto patrząc w sufit.
-Przepraszamy Lizz. Jest nam naprawdę głupio.-Spuścił głowę w dół.
-Jaymi, nic się nie stało.-Podeszłam i go przytuliłam.-Ale umyłeś ręce?
-Jasne.-Zaśmiał się.
-Idę do Josha, a potem do Geo. I Josh powiedział, że masz się pakować.-Powiedziałam, następnie wyszłam z pokoju, a przede mną mój przyjaciel. Podeszłam pod drzwi brata i weszłam do pokoju.
-I co?-Zapytał.
-Umm, już się pakuje.
-To dobrze. Dziękuję Lizzy.-Dał mi buziaka w policzek.
-Dobra, wracam do Georgea.-Przytuliłam Josha i wyszłam z pokoju Josha, następnie udałam się do przyjaciela. Weszłam do pokoju. George chyba brał prysznic, więc postanowiłam na niego poczekać i usiadłam na łóżku. Czekałam, ale Geo jeszcze nie przyszedł... Minęło już 10 minut. Chwyciłam książkę z półki i przeczytałam jej tytuł ,,Idiota? Tak, to ja!". Zaśmiałam się i zaczęłam czytać pierwsze strony. Okazuje się, że książka nie ma dokładnie takiej samej fabuły jak tytuł. Jest o rozwodzie pewnej pary, a nazwa ,,idiota" odnosi się do głównego bohatera, który jest winien rozpadowi małżeństwa. Spojrzałam na zegarek... Kolejne 10 minut. Co się stało? Wstałam i podeszłam do drzwi łazienki. Zapukałam... Cisza. Otworzyłam drzwi, a George opierał się rękoma o umywalkę.
-Wszystko, ok?-Zapytałam.
-Tak. Już chyba tak.
-Co się stało?
-Troszkę źle się poczułem.
-Ale już dobrze, tak?
-Tak.-Spojrzał na mnie, a jego twarz zaczęła nabierać kolorów.- Pójdziesz ze mną na spacer?
-Oczywiście.-Uśmiechnęłam się. Pobiegłam do swojego pokoju i ubrałam wygodne trampki. Zeszłam na dół i założyłam kurtkę. Poczekałam na Georgea i mogliśmy iść. Wyszliśmy z domu, następnie zamknęłam drzwi na górny zamek. 
-Idziemy na London Eye?- Zapytał.
-Jasne, ale jest jeden mały problem...
-Jaki?
-Nie wzięłam pieniędzy.-Powiedziałam zmartwiona.
-Zapłacę.-Uśmiechnął się do mnie.
-Dziękuję.-Odwzajemniłam uśmiech.
-Chodźmy.-Chwycił moją rękę i poszliśmy do obranego celu.
-Często ci się zdarza, że nagle czujesz się słabo?-Przerwałam chwilę ciszy.
-Nie, teraz chyba po raz pierwszy.
-To dobrze.
-Martwiłaś się, prawda?-Zaśmiał się.
-Może...
-Wiem o tym. Widziałem strach w twoich oczach. Łudząco przypominają oczy Josha, różnią się jedynie kolorem. Też zawsze widać w nich strach lub szczęście.-Powiedział lekko zamyślony.
-I co jeszcze mi powiesz o podobieństwie moim i Josha?-Zapytałam posyłając mu zadziorny uśmiech.
-Macie podobne charaktery. Oboje dbacie o swój wygląd, tylko ty odrobinę mniej, Josh przywiązuje do tego większą uwagę. Jesteście pewni siebie, ale Josh jednak bardziej wie o swoich zaletach, co nie znaczy, że nie zauważa swoich wad.Najczęściej, kiedy  jest wam głupio spuszczacie głowę w dół. -Przymknął lekko jedno oko zastanawiając się nad czymś.-To chyba najważniejsze rzeczy. Mógłbym jeszcze kilka cech znaleźć, ale właśnie doszliśmy do London Eye.
Miał rację. Przed nami stało wielkie koło młyńskie.
-Łał
-Nigdy tu nie byłaś?-Zapytał zdziwiony.
-Nie, nie miałam w sumie okazji.
George podszedł do budki z biletami.
-Dobry wieczór. Poproszę 1 bilet ulgowy i 1 bilet normalny.-Powiedział do kobiety siedzącej za kasą.
-Proszę.-Kasjerka podała mu bilet.-To będzie 39.78 euro.
Chłopak wyjął 40 euro i podał kasjerce. Kobieta przeliczyła pieniądze i wydała mu resztę.
-Życzę miłej jazdy.
-Dziękujemy.-George odwrócił się i podziękował kasjerce.
-Zawsze nosisz w portfelu euro?-Zapytałam rozbawiona.
-W małej kieszonce zawsze mam w razie czego 100 euro.-Powiedział.
-W razie jakiej potrzeby?
-Nieoczekiwanej podróży?-Zaśmiał.
-Ale raczej każdy by cię ostrzegł, że jedziesz gdzieś, gdzie walutą jest euro, prawda?
-Może tak, może nie.-Zaśmiał się.
Podeszliśmy do kapsuły i do niej weszliśmy, a obsługa zamknęła drzwi.
-Podobno kapsuła mieści 25 ludzi, więc czemu jedziemy tylko we dwoje?
-Kiedy jest mało ludzi wpuszczają dwójkami lub trójkami.
Rozejrzałam się. Faktycznie było mało ludzi, może około 20 osób. Ruszyliśmy powoli wznosząc się do góry. Na dole ludzie jeszcze wsiadali.
-To jest niesamowite!
-Widzę, że jesteś bardzo, bardzo podekscytowana.
-Aż tak to widać?-Zaśmiałam się.
-Nieeeeeeee.
Już byliśmy na samej górze.
-Jestem królową świata!!!-Rozłożyłam ręce i wykrzyczałam. Po chwili usiadłam koło Geo.
-Podoba ci się?-Uśmiechnął się.
-Bardzo to za mało powiedziane. Nie ma słów, żeby to opisać.-Zaśmiałam się.
-Zaraz wysiadamy.
-Już?-Zapytałam zasmucona.-Jedziemy dopiero 15 minut.
-Nie, jedziemy prawie 30 minut.-Poprawił mnie.
-Jak to?
-No tak, jesteś na tyle podekscytowana i masz wrażenie, że jedziemy krócej i szybciej.
-Racja.
Wagonik się zatrzymał, obsługa otworzyła drzwi, a my wysiedliśmy.
-Było tak... No wiesz! Nie mogę znaleźć słów.
-Rozumiem.-Zaśmiał się.-Wracamy?
-Tak, jestem już zmęczona.-Powiedziałam i przetarłam oczy.
-Jeszcze chwilę temu tryskałaś energią...
-Ale teraz jestem zmęczona.
Byliśmy już w zasadzie w połowie drogi, kiedy ktoś za nami krzyknął.
-Ej, Shelley!-George obrócił się i nie wyglądał na zadowolonego.
-Czego chcesz Marcus?-Wysyczał.
-Widziałem, że z kimś idziesz i chciałem zobaczyć co to za dobra dupa.
-Nie mów tak o niej, jasne?!-Krzyknął zdenerwowany.
-No co Shelley? Nie podoba ci się coś? Zobacz, dobry towar do pieprzenia.-Podszedł i ścisnął moją pupę. Odepchnęłam chłopaka.
-Odpierdol się od niej!
-Bo co mi zrobisz spaślaku?-To było ponad siły Georgea. Uderzył chłopaka z pięści w twarz, a z nosa ,,Marcusa" poleciała krew.
-Tak się chcesz kurwa bawić?!- Marcus rzucił się na Georgea i zaczął go kopać po brzuchu, następnie bił go po twarzy.
-Zostaw go!-Podbiegłam do Marcusa i go odepchnęłam.-Idź już!
-Dobra, dobra.
-Wypierdalaj powiedziałam!
Chłopak odwrócił się i odszedł. Szybko podbiegłam do Georgea i uklęknęłam przy nim. Pluł krwią.
-Jest bardzo źle?
-Nie, dam radę.-Wstał przy mojej pomocy.
-Krew ci leci z wargi.-Wyciągnęłam chusteczkę i wytarłam wargę chłopaka.-Trzymaj ją przy ustach.
Weszliśmy do domu. Zaprowadziłam go do jego pokoju i kazałam mu się położyć na łóżku.
-Poczekaj.-Pobiegłam na dół do lodówki, wyciągnęłam butelkę wody i owinęłam ją w ręcznik, następnie z apteczki wyciągnęłam plastry, kolejno wbiegając po schodach do pokoju.
-Masz, przykładaj do brzucha.-Podałam mu okład. Wyciągnęłam z opakowania najwęższy plaster i przykleiłam go do wargi Georgea.-Masz szczęście, że tylko lekko cię skopał w ten brzuch,bo mogłeś mieć coś uszkodzone.
-Przepraszam.
-Za co?
-To ja zacząłem tą bójkę.
-Ale chciałeś mnie bronić, więc nie mam nawet o co być zła... Dziękuję.
-Za?
-Za to, że chciałeś mnie obronić.
-Każdy by to zrobił na moim miejscu.
-Uwierz, że nie każdy.
-To w takim razie nie ma za co.
-Jeszcze cię ten brzuch boli?
-Nie, już prawie nie.
-To dobrze. Ta warga nie jest mocno rozcięta, więc myślę, że zagoi się za jakieś dwa dni.
-Mogę iść się umyć?
-Nie zabraniam ci.
-To wracam za moment.
-Ok.
George wszedł do łazienki, a ja położyłam się na łóżku. Byłam wykończona. Dziwiłam się czemu nikt nie przyszedł sprawdzić co się dzieję. Spojrzałam na zegarek i wszystko stałosię jasne. Była godzina 1 w nocy i każdy już spał. Po chwili przyszedł Geo. 
-Jesteś zmęczona.
-Troszkę.
-Wyciągnij z mojej szafy sweter i się przebierz, i chodź do łóżka.
Wyciągnęłam sweter, poszłam do toalety, przebrałam się i przyszłam do Geo.
-Poczekaj, jeszcze zmyję makijaż.-Pobiegłam do mojej toalety i wykonałam tą czynność. Wróciłam.-Kim był ten Marcus?
-Chłopak, który mnie w szkole gnębił.-Posmutniał.
-Przykro mi.
-Ale już o tym zapomniałem.
-Tulimy?-Uśmiechnęłam się.
-No chodź.-Rozłożył ręce, a ja się w nie wcisnęłam i wtuliłam w jego tors.

-Dobra, teraz idziemy spać.-Powiedziałam. Przeturlałam się obok niego, a Geo mnie przytulił.


-Dobranoc.
-Dobranoc.
Już po chwili spaliśmy.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podobał rozdział, a wszelkie uwagi proszę pisać w komentarzach :)
Komentarz=Motywacja dla mnie do dalszego pisania

Za każdy komentarz serdecznie dziękuję :)
Wasza
Little Worm x

1 komentarz:

  1. Uwielbiam to opowiadanie ! jest takie adewfgg przepraszam,ale nie mam słów do opisania :) Geo taki słodziak awhhh mam nadzieję,że szybko pojawi się nowy rozdział :) /@lavmyheroes

    OdpowiedzUsuń